Miasto Śmierci ★★★

Miasto Śmierci ★★★

Jaki Film Można Zobaczyć?
 




Sezon 17 – Historia 105



Reklama

Wieki, które mnie dzielą, skończą się! – Scaroth

Fabuła
Doktor i Romana przebywają w Paryżu w 1979 roku, dopóki nie doznają dwukrotnych poślizgnięć i natkną się na spisek hrabiego Scarlioniego, aby ukraść Mona Lisę z Luwru. Ma już sześć autentycznych kopii, wszystkie namalowane przez Leonarda Da Vinci, które sfinansują jego czasowe eksperymenty. Wracając do Florencji 1505, Doktor dowiaduje się, że Scarlioni to w rzeczywistości Scaroth, kosmita rozbity w czasie. Ostatni z Jagaroth, jest zdeterminowany, aby cofnąć się 400 milionów lat i zapobiec eksplozji swojego statku – wydarzeniu, które zapoczątkowało narodziny rasy ludzkiej…

Pierwsze transmisje
Część 1 – sobota 29 września 1979
Część 2 – sobota 6 października 1979
Część 3 – sobota 13 października 1979
Część 4 – Sobota 20 października 1979



rosnący owoc smoka w pomieszczeniu

Produkcja
Lokalizacja zdjęć: kwiecień/maj 1979 w Paryżu pod Wieżą Eiffla; Stacje metra Dupleix, Trocadéro i Boissière; ulica Rivoli; Brasserie Notre Dame, Place du Petit Pont; Galeria Denise René, Blvd St Germain; 47 Rue Vieille du Temple
Nagranie studyjne: maj 1979 w TC3, czerwiec 1979 w TC6

Odlew
Doktor Who – Tom Baker
Romana - Lalla Ward
Hrabia Scarlioni – Julian Glover
Hrabina Scarlioni – Katarzyna Schell
Duggan – Tom Chadbon
Kiereński – David Graham
Hermann – Kevin Flood
Przewodnik po Luwrze – Pamela Stirling
Żołnierz – Peter Halliday
Odwiedzający galerię sztuki – John Cleese, Eleanor Bron

Załoga
Pisarz – David Agnew (pseudonim Douglasa Adamsa i Grahama Williamsa)
Projektant – Richard McManan-Smith
Przypadkowa muzyka – Dudley Simpson
Redaktor skryptów – Douglas Adams
Producent – ​​Graham Williams
Reżyser – Michael Hayes



Recenzja RT autorstwa Patricka Mulkerna
Nie obchodzi mnie zbytnio Miasto Śmierci. To równoznaczne ze świętokradztwem w świecie Doctor Who, ale tam, powiedziałem to. Wyszedłem na zewnątrz.

strach przed numerem 666

Często znajduje się w pierwszej dziesiątce fandomu. Nie ma wątpliwości, że pod względem wartości produkcyjnych stoi o głowę i ramiona nad swoimi kolegami z sezonu 17. Liczby oglądalności były nadzwyczajne: część czwarta przyciągnęła 16,1 miliona graczy (głównie ze względu na drugą stronę, ITV, strajk i wciąż niepokonany rekord). Scenariusz śpiewa z dowcipem i intelektem Douglasa Adamsa. I nikt nie może potępić niesłychanej sytuacji filmowania w Paryżu. Więc czego nie lubić?

Cóż, Doctor Who zabutelkowany w 1979 roku po prostu nie jest moim ulubionym rocznikiem. Więcej wina stołowego, powiedzmy? zacytować Doktora wyrwany z kontekstu. I wątpię, żebym kiedykolwiek posmakował.

Oczywiście podziwiam Douglasa Adamsa, wiecznego autostopowicza, który przewidział internet i telefon komórkowy. Rozumiem, dlaczego producent Graham Williams i Tom Baker byli zbyt zachwyceni, że sławny humorysta jest na pokładzie. Ale jego wizja serialu mnie niepokoi. Jako redaktor scenariuszy nie ma dyscypliny, by zaostrzać scenariusze innych pisarzy, ale nasącza ich głupstwem. Jako pisarz unika suspensu i powagi, dramatycznego serca postaci i sytuacji, które sprawią, że będziesz się troszczyć i zechcesz dostroić się w przyszłym tygodniu.

Humor ma swoje miejsce w Doctor Who, we właściwej mierze. Uwielbiam beztroską grę Dennisa Spoonera (poprzednika Adamsa z połowy lat 60.); nieudolność i napad doktora Patricka Troughtona; śmiech wywołany przez kwaśny język i zarozumiałość Jona Pertwee. Pozostaję jednak odporny na pobłażliwość, która w tym sezonie doprowadziłaby czwartego Doktora do jego nadiru.

W 1979 roku Tom Baker wszedł na szóste stadia, przyćmiewając kadencje wszystkich swoich poprzedników, i pamiętam tęsknotę za czymś prawie nie do pomyślenia – zmianą lidera. Byłem też mniej niż zakochany w Lalli Ward jako nadętej drugiej Romanie – być może najmniej charyzmatycznej towarzyszce od czasów Dodo.

Jest Panią Czasu (termin ukuty w Mieście Śmierci) i jest w tym błyskotliwa (dopracowuje wehikuł czasu Scaroth), ale ma charakter klasowego kutasa – wizerunek wzmocniony szkolnym mundurkiem Romany. 27-letni Ward zamierzał pocieszyć młodszych widzów, którzy mają dość własnego, swędzącego szkolnego sprzętu, ale widok Toma i ooh Lalli kręcących się po bulwarach ręka w rękę, przenosi wujka i siostrzenicę w soczysty weekend.

Niemożliwe jest teraz oglądanie ich gejowskiej wyprawy przez Paryż – przekomarzanie się o bukietach, bouillabaisse i sztuce, ogólnie popisywanie się – bez wiedzy, że para ostatecznie stała się jednym. Przypływ romansu i patyna niewinności są umiejętnie połączone jednym z najbardziej podnieconych tematów Dudleya Simpsona. (Kiedyś opisał mi to jako panoramę miasta.)

Miasto Śmierci emanuje pewnością siebie, co nie jest niczym złym, i atmosferą wyrafinowania, która nie równa się posiadaniu samego wyrafinowania. Podobnie jak wielokrotne Mona Lisy, za którymi Doktor gryzmoli, To jest fałszerstwo, istnieje ukryte poczucie pretensji i fałszu.

jak zbudować stolik pod telewizor

Hrabia i hrabina Scarlioni są ucieleśnieniem dwóch sm – zadowolonego i sprytnego. Pogląd, że wyrazista twarz Juliana Glovera jest maską skrywającą bulwiastego, sztywnego cyklopa, jest oczywiście niedorzeczny (por. Foamasi i Slitheen). Najwyraźniej Ich Ekscelencje nigdy nie dzieliły łóżka ani łazienki, ale jak, u licha, rozszczepione jaźnie Scaroth stworzyły tę samą maskę w czasach starożytnych? Tymczasem detektyw Duggan (buster, pięści, Marlowe/Columbo mac) i profesor Kerensky (pochylanie się, akcent, grymas) przenoszą stereotypy na nowy poziom nudy.

Zbyt szorstki? Może. Miasto Śmierci jest dalekie od błahostek. Scenografia, kostiumy i efekty są lepsze niż przeciętne w tym ograniczonym budżecie okresie. Reżyser Michael Hayes stara się nadać ruch i ciekawe kadrowanie zarówno ujęciom studyjnym, jak i plenerowym.

Pomysłem Hayesa było również obsadzenie Eleanor Bron i Johna Cleese'a jako pseudonimów galerii sztuki na temat wyjątkowej funkcjonalności policyjnej loży Doktora. Przewrotnie, mimo że ta scena krystalizuje mentalność Cambridge Footlights (Bron, Cleese i Adams byli absolwentami), której tak bardzo się sprzeciwiam, musiałbym być kompletnym nieszczęściem, aby nie cieszyć się chwilą.

Więc nie mogę być całkowicie przeciwny wpływowi Adamsa. Śmieję się z dowcipu, kiedy Doktor wygłupia się w salonie Hrabiny (Prawdopodobnie jesteś piękną kobietą) i mówi o Hermannie: Co za wspaniały kamerdyner! Jest taki gwałtowny.

Rozkoszuję się też bezczelnym wierzchołkiem i ogonem serialu na wieży Eiffla. W części pierwszej Romana zastanawia się: Wziąć windę czy polecieć? a potem w części czwartej, są na tej samej wysokiej platformie, ale chwilę później pojawiają się na Polu Marsowym znacznie poniżej. Czy te Miłosne Czasy naprawdę latają?

W Whoniverse Douglasa Adamsa dążenie do nieprawdopodobieństwa wydaje się nieskończone.

- - -

Archiwum Radio Times

Reklama

[Dostępne na DVD BBC]