Recenzja West Side Story: Spektakularny remake Spielberga prawie pasuje do oryginału

Recenzja West Side Story: Spektakularny remake Spielberga prawie pasuje do oryginału

Jaki Film Można Zobaczyć?
 

Ten konkurs jest już zamknięty





4.0 na 5 gwiazdek

W zależności od tego, jak na to spojrzysz, przerobienie zimnego klasyka, takiego jak West Side Story, jest albo otwartym celem, albo zatrutym kielichem. Z jednej strony, z opowieścią tak ponadczasową i piosenkami tak niezniszczalnymi, trudno sobie wyobrazić, jak filmowiec mógłby popełnić błąd. Ale z drugiej strony, kiedy prawie idealna, powszechnie uwielbiana wersja czegoś już istnieje, jak dokładnie można ją ulepszyć?



Reklama

Cóż, kiedy masz na imię Steven Spielberg, możesz robić prawie wszystko, co chcesz, a to świadectwo talentu wielkiego reżysera, że ​​prawie dokonuje niemożliwego: ta West Side Story nie całkiem góruje nad oryginałem, ale wciąż jest to porywające, oszałamiająco choreograficzne widowisko, które zawiera kilka interesujących odchyleń od poprzedniej wersji i zrobi ogromne gwiazdy z kilku członków obsady.

Pierwszym dobrym wyborem Spielberga jest prawdopodobnie najbardziej oczywiste ulepszenie klasyka Roberta Wise'a z 1961 roku. Chociaż tak wiele w tej pierwszej adaptacji jest niewątpliwie magiczny, obsadzenie białych aktorów w przyciemniającym skórę makijażu, by zagrać Portorykańczyków, jest wyraźnie nie do przyjęcia w obiektywie z 2021 roku, a rekiny tym razem składają się wyłącznie z latynoskich wykonawców. Nie tylko to, ale od wczesnych numerów śpiewanych bezpośrednio do Jets, regularnie widzimy te postacie mówiące po hiszpańsku bez napisów, a rezultat jest taki, że przedstawienie tej społeczności jest bardziej żywe i szczegółowe niż w oryginalnym filmie.

To jeden z wielu sposobów, w jaki film jest nieco zaktualizowany, aby odzwierciedlić bardziej postępowe czasy – innym przykładem jest rozszerzenie roli Anybodys, który jest bardziej jawnie pokazany jako trans, podczas gdy scenariusz Tony'ego Kushnera również robi więcej, aby podkreślić problem gentryfikacji.



Aby zarządzać preferencjami poczty e-mail, kliknij tutaj.

W tym roku widzieliśmy mnóstwo musicali filmowych – od dość katastrofalnych (Dear Evan Hansen) po czarująco dziwaczne (Annette), ale żaden z nich nie miał tak dobrze wyreżyserowanych lub ekscytujących numerów tanecznych, jak te oferowane tutaj . Oczywiście nie powinno dziwić, że Spielberg potrafi dostosować swoje spore umiejętności do musicalu filmowego – który w końcu może zapomnieć o wspaniałym wstępie do Indiany Jonesa i Świątyni Zagłady – ale trudno nie rozkoszować się samym jak bardzo mu się udaje, jak dobrze potrafi odtworzyć tak kultowe sceny w nowy i oryginalny sposób. A ponieważ jest to film Spielberga, nie trzeba dodawać, że jest głęboko filmowy – scenografia jest niezmiennie wspaniała, a operator Janusz Kamiński jest na szczycie swojej gry, nawet jeśli kolory w tej wersji nie wyskakują tak samo jak w oryginale.

Najlepiej sprawdza się podczas największych, najbardziej energetycznych liczb – które są wystawiane z prawdziwą inwencją, często odbywają się w innych miejscach niż oryginał, dzięki czemu unika się bezpośrednich porównań. Za moje pieniądze wyróżnia się Ameryka, która zamiast być wykonywana na zamkniętym zestawie na dachu, wylewa się na ulicę i rozwija się jako kolorowy karnawał prowadzony przez znakomitą Arianę DeBose jako Anita.



Inne wybrane wydarzenia to Gee, Officer Krupke, które tym razem rozgrywają się w poczekalni na posterunku policji i są tak samo dowcipne i zabawne jak oryginał, montaż podczas drugiej wersji Tonight, która jest fachowo złożona, oraz bardziej instynktowny pojedynek między rekinami i odrzutowcami, który zamienia stylizowaną przemoc z pierwszego filmu na coś bardziej brutalnego. Tymczasem kulminacyjny utwór Somewhere otrzymuje ciekawy zwrot, który może niektórych zaskoczyć, ale którego trudno się nie poruszyć.

Niektóre liczby nieco bardziej przypominają to, co znane, zwłaszcza pierwsze wykonanie Tony'ego i Marii z Tony'ego – nawet jeśli Ansel Elgort wspina się po klatce schodowej o wiele więcej niż jego poprzednik Richard Beymer. Chociaż kręcenie tej sceny jest bardziej pomysłowe niż prostota wersji Wise'a, myślę, że traci trochę surowego romantyzmu, na co nie pomaga fakt, że między Rachel Zegler i Anselem Elgortem – najsłabszym wykonawcą filmu – występuje lekki brak chemii. Sam Beymer nigdy nie wyróżniał się z poprzedniej wersji, ale z pewnością był lepszy w sprzedawaniu romansu niż Elgort, który tylko odbiega od swojego raczej nijakiego i jednoznacznego występu podczas źle oszacowanego fragmentu przesadnego działania w kierunku zakończenia filmu.

Na szczęście ludzie wokół niego są prawie wszyscy wspaniali. Zegler jest objawieniem w swojej pierwszej dużej roli, ale to Ariana DeBose i Mike Faist jako Anita i Riff naprawdę kradną show, obaj przepełnieni naturalną charyzmą i z pewnością mocno stawiają się w walce o nagrody. A potem jest Rita Moreno – która zdobyła Oscara za rolę Anity w wersji z 1961 roku i która tym razem wciela się w rozszerzoną, zmienioną płciowo wersję postaci Doc, teraz nazywaną Valentiną. Moreno, obecnie 89-letni, ma szansę być jednocześnie zabawnym i uduchowionym w tym głęboko poruszającym przedstawieniu.

Reklama

Spielberg wielokrotnie upierał się, że ten West Side Story nie jest remake'iem wspomnianej wersji, ale raczej nową adaptacją sztuki scenicznej, ale po prostu nie da się nie porównać obu filmów. A zestawione obok siebie, nie sądzę, aby pasowało to do swojego poprzednika pod względem czystej emocjonalnej intensywności, ale brakuje mu także magii technikoloru, która sprawiła, że ​​ta wersja była tak wizualną ucztą. Jest jednak o wiele bliższy dorównania temu, niż miał do tego prawo – i zdecydowanie powinien zostać uznany za wielki hit.

West Side Story ma się ukazać 10 grudnia – sprawdź nasze centrum filmów, aby uzyskać więcej wiadomości i funkcji, i znajdź coś do obejrzenia teraz z naszym program telewizyjny .